- Idiota.
Julie uniosła brew, nie do końca rozumiejąc o kogo
chodzi. Nie pozostała jednak obojętna na uchylone drzwi. Korzystając z
zaproszenia, wślizgnęła się do domu Elizabeth Ray. Przewieszony przez ramię
plecak zaczął ją uwierać, więc postawiła go przy wyjściu, opierając o komodę
stojącą w przedsionku. Po raz kolejny spojrzała w stronę swojej babki. Widząc
jej minę, siłą woli powstrzymywała się przed parsknięciem. Mimo usilnych prób
opanowania się, kąciki jej ust zadrgały. A roziskrzone oczy nastolatki
spoglądały na kobietę z rozbawieniem.
- No co? – zapytała. Nie ukrywała, że postawa
wnuczki ją irytowała, jednak nie mogła zaprzeczyć, iż rozbawienie spowodowane
jej zachowaniem, było uzasadnione. Westchnęła, po czym kontynuowała: - Przecież
nie zaprzeczysz. Był idiotą i zapewne, gdyby żył, dalej by nim był, aż po dzień
dzisiejszy. Może się mylę?
- Też się cieszę, że cię widzę – odpowiedziała
blondynka. Nie zraziło ją zachowanie starszej kobiety. Była przygotowana na
taką reakcję z jej strony. Pani Ray zawsze słynęła z swojego ostrego
charakterku. Co nie oznacza, że nie okazuje innym swoich uczuć. Owszem, ale to
dopiero wtedy, gdy wyładuje z siebie całą frustrację. – Co u ciebie słychać
babciu? Dawno się nie widziałyśmy.
- Tylko mi tu nie babciuj – fuknęła w odpowiedzi
kobieta. – Wszyscy wokoło – machnęła ręką w powietrzu - nic tylko mi
przypominają, ile mam lat. Jakbym sama nie wiedziała. A mam zaledwie
czterdzieści lat…
- …więcej ode mnie – dokończyła za nią
dziewczyna, po czym się zaśmiała. – Tak wiem, o tym. A skoro już doszłyśmy do wniosków, że mój
ojciec był idiotą, a ty jesteś ciągle niezłą szprychą – uśmiechnęła się, po
czym dodała: – to może w końcu przywitasz mnie należycie?
Nie musiała długo czekać na mocny uścisk
kobiety. Sama wtuliła się w nią i objęła
mocniej aniżeli, to było konieczne. Dawno nie była taka spokojna. Jakby
przytulanie się do swojej babki, dawało jej gwarancję, że wszystko się ułoży.
Czuła się… bezpieczne. W tej właśnie chwili, niczego bardziej nie potrzebowała.
- Co powiesz na herbatę i rozmowę w salonie? –
zapytała Elizabeth.
- O niczym bardziej nie marzę – odparła z
uśmiechem.
Rozmowa zaczęła się od lekkich i zabawnych
tematów typu: strasznie schudłaś, czy oni
cię tam w ogóle karmili?; powinnaś ubierać się cieplej; może i jestem stara,
ale wiem co chłopcom chodzi po głowie, szczególnie w tym wieku. Wspomnienia
lat, kiedy Julie mieszkała niedaleko razem z dwójką rodziców, mimo bolesnego
ukłucia w sercu sprawiły, że obie kobiety odnowiły dawną nić porozumienia,
zatartą przez te wszystkie lata rozłąki.
- To może w końcu powiesz mi, co dokładnie się stało? – Kobieta odłożyła
już pustą filiżankę po herbacie na stolik, następnie spojrzała przenikliwie swoimi błękitno-szarymi
oczyma na wnuczkę.
- A co dokładnie
chcesz wiedzieć? Nie wiedzieć czemu odniosłam wrażenie, że nieco już wiesz o
całej sytuacji. Może, to przez moje ukryte moce, albo fakt iż pierwszym słowem,
które usłyszałam z twoich ust było:
idiota. – Blondynka uniosła brew i z błyskiem rozbawienia zanotowała, jak
jej babka dolewa sobie herbaty na uspokojenie.
- Ehh – westchnęła zirytowana. – Jesteś nawet
gorsza od swojej matki. A uwierz mi, to nie lada wyczyn. Szczególnie z jej
charakterem i zamiłowaniem do dramaturgii. Nie wspominając o nadludzkiej
zdolności irytowania ludzi, a już w szczególności mnie. – Filiżanka po raz
kolejny została odstawiona na stoliku, tym razem z większym łoskotem. – A jak
już jesteśmy w temacie… To, jak ona się trzyma?
Dziewczyna zauważyła zmianę jaka zaszła w
kobiecie. Do niedawna żywe i pełne ciepła oczy spoglądające na wnuczkę
ściemniały. Ściągnięte brwi i zaciśnięta szczęka, sprawiły że nie pozostał
nawet ślad po pogodnej kobiecie, którą była Elizabeth do niedawna. Ślady po
zmarszczkach mimicznych były teraz o wiele bardziej widoczne, ponieważ usta nie
były wygięte w uśmiechu, a złączone w wąską linię.
Blondynka położyła dłoń na nadgarstku kobiety,
delikatnie go ściskając. Ta w odpowiedzi rozdzieliła swoje dotychczas złączone
dłonie i splotła z ręką swojej wnuczku.
- Mama… - przerwała na chwilę. Musiała wziąć
głęboki wdech, bo na wspomnienie o ostatniej rozmowie z rodzicielką i
pożegnaniu, tuż przed ucieczką, w oczach zbierały jej się łzy. Zamrugała parę
razy i odgoniła od siebie ponure myśli. Delikatnie się uśmiechnęła i
kontynuowała: - jest bardzo dzielna. Do niedawna, nie zdawałam sobie nawet
sprawy, jak bardzo.
- Tak – kobieta zaśmiała się. – O Annabell można
powiedzieć wiele rzeczy, ale na pewno nie to, że jest tchórzem. I zawsze
doskonale udawało jej się ukryć swoją odwagę, nad którą przedkładała rozum.
Pewnie dlatego została przydzielona do Ravenclawu.
- Do czego? – zdziwiła się dziewczyna.
- Och, racja! Przecież ty nie masz o niczym
zielonego pojęcia – powiedziała kobieta. – Chodziło mi o Hogwart. Szkoła do, której
uczęszczali twoi rodzice. Czytałaś kiedyś Historię Hogwartu?
- A powinnam?
- Niekoniecznie… powiedzmy, polecałabym tę
lekturę. Same suche fakty i masa nieprzydatnych informacji. A jak już dojdziesz
do ciekawszych i bardziej przydatnych rzeczy będziesz tak zanudzona poprzednim
tekstem, że nawet nie zauważysz wzmianki o ukrytych przejściach.
- Więc dlaczego pytałaś się czy ją czytałam? –
zapytała się dziewczyna.
- Bo gdybyś jednak ją przeczytała, to miałabym
pewność, że wiesz cokolwiek.
- Na temat...?
- Hogwartu! – odparła kobieta podniesionym
głosem. – Julie odnoszę wrażenie, że przestałaś mnie słuchać w trakcie rozmowy
albo wyłączyłaś myślenie.
- Racja wybacz. Postaram się skupić bardziej.
Przecież codziennie uciekam z domu i
przeprawiam się przez parę państw, z jednego kontynentu na drugi. Tylko
po to aby uniknąć śmierci z rąk ojczyma, zaraz po przeczytaniu listu, którego
nadawcą jest mój zmarły, a dokładnie to zamordowany ojciec – powiedziała zirytowana dziewczyna, również
podnosząc głos. Widząc jednak smutek na twarzy swojej babki, poczuła niemiłe
ukłucie w sercu. Potarła zmęczona skronie, po czym powiedziała już spokojnym
tonem: - Przepraszam. Jestem zmęczona nie tylko po podróży, ale ta cała
sytuacja wykańcza mnie psychicznie. Nie chciałam tak na ciebie wyskoczyć.
- Nie martw się – Elizabeth poklepała swoją
wnuczkę po ramieniu. – Też bym była zdenerwowana. Rozumiem. Zresztą, jest już
późno. Co powiesz na dokończenie rozmowy jutro?
- Jestem absolutnie za.
- Doskonale, bo za chwilę zaczyna się mój
serial. Chyba wiesz gdzie jest sypialnia dla gości?
- Babciu! – wykrzyknęła dziewczyna udając
oburzenie.
~*~
- Jesteś pewna, że to dobry pomysł? – zapytała
po raz kolejny tego ranka dziewczyna.
- Julie, a czy ja miewałam kiedyś złe pomysły? –
odpowiedziała kobieta pytaniem na pytanie, nie odrywając wzroku od kawałka
pergaminu, który starannie zaczęła wkładać do koperty.
- Mam zacząć wymieniać alfabetycznie, czy
chronologicznie? A może od największej do najmniejszej katastrofy. Albo…
- Dość! – Pani Ray uniosła dłoń uciszając
dziewczynę. - Miewałam parę… nietrafionych pomysłów, ale to nie oznacza, że ten
również taki jest. – Kobieta głośno odchrząknęła, następnie zapieczętowała
kopertę i przyczepiła ją do sowiej nóżki. – Dostarcz ten list do Dumbeldora Rob
– szepnęła w kierunku czarno-brązowej sówki.
- Rob?
– zaśmiała się Julie. – Czyżby od Roberta? Nazwałaś sowę jego imieniem?
- Co mogę poradzić na to, że pierwszego dnia
zdążył narobić na dywan, trzy razy. A wiesz jak ja kocham te kwieciste
wzorki! - odparła Elizabeth
nieumiejętnie ukrywając wesołość w swoim głosie. – No i tak jakoś mi się
skojarzyło.
Julie zaśmiała się głośno.
- Co? Przecież przyrównanie go do sowy nie jest
takie złe. Nawet takiej, która robi na dywan.
Blondynka próbując powstrzymać kolejny napad
śmiechu zakryła usta dłonią. Gdy już się uspokoiła, starła łzy, które płynęły
po jej policzkach. A następnie znowu zachichotała.
- Nie, masz rację. Nazwanie sowy jego imieniem
nie jest takie złe. – Dziewczyna ponownie zachichotała. – Można powiedzieć, że
w jego przypadku, sowy to krok naprzód.
Elizabeth uniosła brew.
- Co masz na myśli? – zapytała.
- Pamiętasz jak opowiadałam ci o mojej opiekunce
Bonie?
Kobieta w odpowiedzi pokiwała twierdząco głową.
- Otóż – kontynuowała Julie – dostała kiedyś od
swojej przyjaciółki prezent. Dość wyjątkowy prezent, że tak się wyrażę. Psa, a
dokładnie to buldoga. Mały, pomarszczony, ciągle śliniący się, o spłaszczonym
pysku pies. Strasznie brzydki. Dodatkowo ciągle robił na dywan. Pewnego dnia
uciekł z pokoju Bonie, więc ona poszła go szukać. Robert strasznie się
wściekał, kiedy ten, jak to określił: kundel, biega po jego domu. Jakby tego
było mało, w ten sam dzień przyjechali do niego jacyś ważni współpracownicy. I
kiedy już mieli wychodzić; Robert się z nimi żegnał, a do pokoju wpadł pies i
skoczył na jednego z mężczyzn, który krzyknął zaskoczony. Zaraz przybiegła
Bonie i w sumie wszystko dobrze by się skończyło, gdyby nie krzyknęła na cały
głos: Robson!
Julie po raz kolejny zaśmiała się głośno, jednak
tym razem towarzyszył jej śmiech Elizabeth.
- A co on na to? – zapytała się kobieta z
ledwością powstrzymując kolejny napad śmiechu.
- W tamtej chwili, mogłabym przysiąc, że Robert
naprawdę zawarczał jak rasowy buldog.
~*~
Niska, siwowłosa kobieta przemierzała rozległe
korytarze Hogwaru, tupiąc swoimi czerwonymi butami. Właścicielką tego
niebanalnego obuwia była Elizabeth Ray. Ubrana w czarny płaszcz, który poruszał
się w rytm ruchów jej rąk. Małe, ale za to bardzo szybkie kroczki oznaczały, że
kobieta się śpieszy. Zmarszczone brwi i fakt iż przygryzała wargę, świadczyły o
zdenerwowaniu rozmową, która miała niebawem się odbyć.
Będąc u celu swojej podróży, kobieta wzięła
głęboki wdech, a następnie uniosła dłoń ściśniętą w pięść. Już miała zapukać w
drzwi, które miały jednak nieco inne plany, gdyż otworzyły się same. Kobieta
wypuściła powietrze i zaklęła pod nosem.
Ostrożnie weszła do pomieszczenia, rozglądając
się za jego właścicielem. Nie zdziwił ją fakt, iż gabinet nie zmienił się ani
trochę na przestrzeni lat. Wiszące na ścianach portrety dyrektorów, spoglądały
w jej kierunku z zainteresowaniem. Tiara przydziału leżąca na szafie, tym razem
nie raczyła ją żadnym komentarzem. Biurko stojące na środku pomieszczenia, a
obok niego siedzący jak posąg, na swoim filarze feniks.
- Witaj Elizabeth.
- Witaj Albusie – odparła Ray zwracając się w
kierunku swojego rozmówcy. – Nie zauważyłam kiedy wszedłeś, a mogłabym przysiąc,
że jeszcze przed chwilą ciebie tu nie było.
W odpowiedzi mężczyzna uśmiechnął się
delikatnie, jednak nic nie powiedział. Siwowłosa będąc świadoma, że dalsza
rozmowa na ten temat byłaby bez sensu, postanowiła poruszyć sprawę dla której naprawdę się zjawiła w jego gabinecie.
- Chodzi o Julie – powiedziała szybko. – Musi
się gdzieś ukryć. A nie ma… bezpieczniejszego miejsca niż Hogwart.
Dumbledore nic nie odpowiedział.
Elizabeth widziała jednak jak się wahał w
podjęciu decyzji. Spoglądała na nią swoimi niebieskimi oczyma znad
okularów-połówek tak intensywnie, iż miała wrażenie jakby znał każdą jej myśl,
kłębiącą się teraz w jej głowie. Bała się tego, że zaraz odmówi jej pomocy i
każe wyjść oraz nigdy nie wracać.
Nic takiego jednak nie nastąpiło. Dumbledore
jedynie spuścił głowę i zaczął intensywnie wpatrywać w swoje dłonie,
intensywnie nad czymś myśląc.
Kobieta westchnęła zrezygnowana, obawiając się
iż takie długie milczenie może oznaczać odmowę. Tym samym jej przypuszczenia
okazałby się prawdziwe.
- Albusie proszę… - zaczęła powoli, nie będąc do
końca pewną czy powinna dalej kontynuować. Nie wiedziała czy jej słowa, nie
pogorszą sytuacji. Postanowiła jednak zaryzykować: - Proszę cię jak
przyjaciela. Julie to moja jedyna rodzina, tylko ona mi została. Straciłam już
tyle bliskich mi osób. Nie zniosę kolejnej straty – powiedziała spokojnie. –
Jeżeli wahasz się tylko ze względu na… naszą przeszłość. To czy… - przerwała na
chwilę, po czym kontynuowała: - czy nie moglibyśmy zapomnieć o tym co było
kiedyś? Chociaż na chwilę?
- Elizabeth chyba nie myślisz, że moje obawy
mają źródło w naszej, dość… nieciekawej przeszłość?
- Ja…
- Martwią mnie informacje, które podałaś w
liście. Wynika z nich, że Juliette uciekła z domu, a w zaistniałej sytuacji
ojczym na pewno jej szuka. Jeżeli dziewczyna nie wróci do Beauxbatons,
to oczywistym jest iż zacznie poszukiwania od innych szkół. Obawiam się, że w
takiej sytuacji nawet Hogwart nie będzie dla niej bezpiecznym miejscem. Mogę
pomóc się jej ukryć, ale w świetle prawa, to jej opiekun i rodzic sprawują nad
nią pieczę.
- Nie myśl, że tego nie
przemyślałam Albusie. Robert ma zbyt wiele do stracenia, dlatego nie odpuści.
Ale ja również nie mam zamiaru dać mu skrzywdzić Julie. Dlatego tak nalegałam
na to spotkanie. Mam pewien… pomysł. – Kobieta przerwała na chwilę.
Przez chwilę przyglądała się
swojemu rozmówcy. Długie siwe włosy i tego samego koloru broda. Szczupła,
podłużna twarz, a usta, jak zawsze, ułożone na kształt delikatnego uśmiechu.
Oczy niebieskie niczym bezchmurne niebo spoglądały na nią ze spokojem, a
zarazem nieumiejętnie skrywaną ciekawością.
- Chciałaby abyś zmienił dane
osobowe Julie. Jej imię, nazwisko, pochodzenie. Jednym słowem: wszystko.
- Liz zdajesz sobie sprawę, że
nawet jeżeli zmienimy jej dane, a nawet wygląd, to się może nie udać. Nowa
dziewczyna, w tym samym wieku co Julie, wzbudzi podejrzenia. Nawet jeżeli będzie wyglądać inaczej.
- Masz rację – przyznała. –
Nowa dziewczyna mogłaby wzbudzić podejrzenia. Tyle, że ja Albusie, nie
wspominałam nic, że to ma być dziewczyna…
W końcu dalsza część, strasznie się ucieszyłam :D
OdpowiedzUsuńTym razem nie jest taki dołujący nastrój jak ostatnio :)
Julie ma super babcie^^
Myślę, że historia Hogwartu musiałaby byś bardzo interesująco książką, a nie opowieścią na dobranoc. Szkolne książki dobre są gdy ma się problemy ze snem. W tedy wystarczy wyciągnąć taki podręcznik od historii i po dziesięcu minutach się odpływa^^
No ale nie ważne.
Ten rozdział mi się bardzo, bardzo podobał jestem zachwycona.
Mam nadzieję, że kolejny się szybko pojawi.
Mój mózg przestaje pracować
Nie wiem co jeszcze pisać, bo zaraz chyba odpłynę do krainy snów.
A więc wiec, że notka mi się bardzo podoba, bo chyba nic dzisiaj bardziej sensownego nie wymyślę.
Pozdrawiam i życzę weny :)
Tak zdecydowanie w tym rozdziale nie ma nawet śladu, po przytłaczającej atmosferze z dwójki. No... może troszeczkę.
UsuńPublikując rozdział, nie byłam taka zachwycona. Wydawało mi się i dalej wydaje, że w sumie... to jest o niczym. Bardziej skupia się na więzi jaka jest pomiędzy Julie, a jej babcią. Ale cóż, w tym opowiadaniu, to również jest ważne, więc musiało być. Następna część mogę obiecać, że będzie o wiele bardziej intrygująca. W końcu dowiesz się, w jakich okolicznościach dojdzie do pierwszego spotkania Julie i Lily.
Pozdrawiam i dziękuję.
czekam na następny rozdział :) historia zapowiada się obiecująco :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że Ci się spodobało.
UsuńDziękuję i pozdrawiam.
Poprawiony rozdział jest świetny, chociaż wcześniej też był.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie czy zmienią jej te dane i wygląd. Szkoda by było gdyby stała jej się jakaś krzywda.
Albus to bardzo dobry czarodziej, więc pewnie się zgodzi, albo coś wymyśli odpowiedniego, a więc krótko mówiąc wieże w dyrka ^^
Czekam na kolejny rozdział, pewnie będzie tak samo doskonały :D
Nie powiedziałbym, że w poprzedniej wersji rozdział był świetny. Raczej... przeciętny? Zresztą, najbardziej mi przeszkadzało, że nic nie wnosił do opowiadania. Wszystko było tak od czapy, teraz ma to chociaż ręce i nogi.
UsuńOj... zmienią, zmienią. I to jeszcze jak!
Dziękuję i pozdrawiam :)
Czytając prolog, pomyślałam, że to będzie opowiadanie o Lily, a tu proszę - niespodzianka ;) Choć jak się głębiej zastanowię, to większą uwagą obdarzyłaś Julie, a nie pannę Evans.
OdpowiedzUsuńNo i pojawił się Regulus. Mimo że Rowling nam go nie przedstawiła dokładniej, ja go zawsze lubiłam. W Twoim opowiadaniu kojarzy mi się on z takim szarmanckim chłopcem, trochę mniej skorym do żartów niż Syriusz. Ah, widzę jego obraz w swojej głowie ;D
Poprzedni rozdział był faktycznie taki trochę przygnębiający, dołujący, ale ten zdecydowanie mi się podoba.
Historia zapowiada się ciekawie.
Pozdrawiam,
Illuminata
[slowa-sercem-pisane]
Lily będzie ważną częścią całej historii, więc nie mogłam jej pominąć. Jenak jak zauważyłaś - co mnie cieszy - w prologu więcej uwagi poświęcam Julie. W końcu jest główną postacią, jakby nie było.
UsuńCzy Regulus będzie ważną postacią w tym opowiadaniu? Nie wiem. Ale większość czytelników zwraca uwagę na jego pojawienie się. Muszę przyznać, że zachęciło mnie to do wykorzystania jego osoby ;D
Dziękuję i również pozdrawiam.
Ło kurde.
OdpowiedzUsuńPo końcówce jestem ciekawa co dalej:)
Super!
Lilka.
Ja nie mogę. Świetny rozdział, ale ty tego nie zrobisz. Nie możesz tego zrobić. Błagam Cię! Co prawda byłoby ciekawie i oznaczałoby, że moje pomysły nie są najbardziej urojone na świecie ;) Lecę sprawdzić dalej co ty wykombinowałaś!
OdpowiedzUsuń